Internet to spore możliwości zarabiania, ale niestety także spore ryzyko potężnej straty czasu w czymś, co nie ma szans przynieść dochodu.
Dziś dowiesz się o kilku sposobach, które przynoszą dochód jedynie organizatorom, a Tobie pomogą tylko wygenerować większe rachunki za prąd i zmarnować pół życia przed monitorem.
Płatne ankiety
Płatne ankiety, w przeciwieństwie do pomysłów, które zobaczysz za chwilę, wyglądają nawet sensownie. Wydaje się, że czasem rzeczywiście niektórzy są skłonni zapłacić za udział w badaniach. Inna sprawa, czy będzie to obiecane przez organizatora 50 złotych czy może 50 razy mniej, ale rzeczywiście całość ma ręce i nogi. Tak się przynajmniej wydaje.
A dlaczego tylko się wydaje?
Dlatego, że ten sposób pozyskiwania ankietowanych jest mało skutecznych. Wiele osób odpadnie już na danych metryczkowych o wiek, płeć albo status zawodowy – jeśli pod tymi względami nie pasujesz, to albo w ogóle nie dostaniesz ankiety, albo nie dostaniesz wypłaty, bo nie dojdziesz do zasadniczej części pytań.
Problem drugi – za podobne pieniądze można sobie tę ankietę przeprowadzić szybciej i lepiej na parę innych sposobów, więc ilość osób chętnych do takiego badania rynku jest nieduża.
Bądźmy jednak optymistami: dostaniesz dziennie ankiet za 5 złotych (a to naprawdę będzie gigantyczne osiągnięcie), ale ich wypełnienie zajmie Ci 2 godziny. To razem 60 godzin i 150 złotych miesięcznie.
Nie chciałbym być niemiły, ale za takie pieniądze lepiej jest po prostu wygodnie usiąść w fotelu, zamiast nerwowo sprawdzać, czy już jest nowa ankieta (bo przecież kto pierwszy, ten lepszy).
Autosurfy
I teraz się zacznie. Zarabianie na autosurfach ma sens, ale tylko, jeśli działa to w systemie partnerskim i znajdziesz ze sto osób, które będą naiwnie siedziały i marnowały prąd na wyświetlanie reklam.
Jeśli sam masz to robić i dysponujesz jedynie komputerem stacjonarnym, to niestety rachunek za prąd będzie wyższy od dochodu. Dodam tylko, że aby w ogóle uzbierać kwotę do wypłaty, musisz w ten sposób „pracować” przez kilkadziesiąt miesięcy.
Wytłumacz mi, jak to jest, że w telewizji de facto to Ty płacisz, żeby oglądać reklamy, a w sieci jest niby odwrotnie? Nie jest – nawet jeśli jakieś cyferki zmieniają Ci się w panelu klienta, to są one nadal tylko cyferkami.
To nie jest żadna wypłata – musisz nauczyć się jednej rzeczy: żaden pieniądz, którego nie masz na koncie, nie jest Twój.
Klikanie w reklamy
To chyba największa bujda w sieci: rejestrujesz się, klikasz w reklamy i za każde „klik” dostajesz coś koło setnej części grosza. Oczywiście każda kliknięta reklama musi wyświetlać się z 10 sekund, więc na minutę zarobisz jakieś 0,06 grosza.
Pierwszy grosz masz już po stu reklamach, czyli mniej więcej po kwadransie, a złotówkę już po dobie (znowu trochę optymistycznie zaokrąglam). Czyli teoretycznie po tygodniu może uzbierasz już tę dychę z minimum do wypłaty. Razem – szał – 40 złotych miesięcznie. Drobiazgi takie jak jedzenie czy sen pomijamy – biznesmeni w sieci ich nie potrzebują.
Dlaczego tak optymistycznie zaokrąglałem?
Bo to i tak nie ma znaczenia: dziennie możesz dostać zwykle około 20 reklam, a to oznacza, że minimum do wypłaty uciułasz już po jakichś 13-14 latach. To jak, jeszcze chcesz się w to bawić? To nie ma sensu nawet z gigantyczną piramidą poleconych.
Podsumowanie
Wszystko to piszę, żeby uświadomić Ci jedną, bardzo podstawową rzecz: bez pracy nie ma kołaczy. Nie ma opcji, żeby zarobić i nie kiwnąć nawet palcem.
Już prędzej uda Ci się dostać swoją działkę za pomoc w wyprowadzeniu pieniędzy z Afryki jakiemuś nigeryjskiemu księciuniowi plemienia, który wczoraj wysłał Ci e-mail, niż w któryś z wyżej opisanych sposobów.
Moja propozycja…
przejdź na wyższy poniom i: